wtorek, 31 sierpnia 2010

JAK ZWYKLE POD PRĄD - 10

Ktoś wymyślił i zapoczątkował na blogach zabawę w '10'. Trzeba wymienić 10 rzeczy, które się lubi, powiedzieć przez kogo zostało się zaproszonym do udziału w tym i zaproszenie kolejnych osób. Hmmm, mam nadzieję, że pomysławodawca się nie obrazi ale ja zrobię to po swojemu... bo uważam, że lepiej poznać człowieka można po tym czego nie znosi a nie po tym co lubi... No bo jeść to lubi każdy i wiele rzeczy, ale potraw znienawidzonych mamy kilka czy jedną... lubimy zazwyczaj większość zwierząt... ale ktoś może bać się na przykład myszy i stwierdzenie : 'nie lubię myszy' więcej o kimś mówi niż: 'lubię zwierzęta', no nie? ...tak więc oto moja wersja:

1. Nie lubię jazgotu telewizora podczas meczu piłki nożnej lub wyścigów F1 / lubię oglądać mecze polskiej reprezentacji piłki ręcznej i trenera Wente, nie wiem czemu ale on w swojej urodzie ma coś 'skrzaciego' co mi się bardzo podoba:)
2. Nie lubię zimy, mrozu, lodu, noszenia czapki i sportów zimowych / lubię jesień z jej wszystkimi zawirowaniami pogody, kolorami, zapachami i tą szczególną barwą powietrza.
3. Nie lubię dorosłych psów, a właściwie nie tyle nie lubię co się ich boję, chowam się za plecami najbliższej osoby na dźwięk szczekania nawet Yorka... / kocham koty, najlepiej te najzwyklejsze, cudownie niezależne...
4. Nie lubię gdy ktoś mówi : 'kocham dzieci', szlag mnie trafia od infantylności tego stwierdzenia, jak można 'kochać dzieci'? a można 'kochać dorosłych'? to brzmi jakby dziecko było jakimś gatunkiem zwierzęcia, jakby powiedzieć 'kocham konie'... dziecko to mały człowiek, nie kochamy chyba wszystkich prawda? / tak więc kocham pewne dzieci i niektórych dorosłych:)
5. Nie lubię wymyślnych bukietów z kwiaciarni / lubię dostawać takie 'od serca', najpiekniejszy jaki dostałam to były poziomki nanizane na trawę:)
6. Nie lubię kobiecej zawiści / cenię sobie męską przyjaźń.
7. Nie cierpie flaków ( tej potrawy) / uwielbiam kartacze babci i tylko babci:)
8. Nie lubię 'ścigaczy' / uwielbiam jazdę na motorze... moim marzeniem jest  motocykl enduro (tak mam prawko na motor:).
9. Nie lubię gdy cisza trwa zbyt długo / kocham długie rozmowy przy winie i otaczanie sie muzyką.
10.  Nie lubię martwić się o przyszłość, pieniądze, bezpieczeństwo / lubię mieć pełną lodówkę, zapłacone rachunki i pachnące świeżością, ciepłe mieszkanie, gdzie każdy dzień pełen jest pocałunków i przytulanek...

A już najbardziej na świecie kocham to. Nie da się do niczego innego porównać:


Mnie do udziału w tym łańcuszku zaprosiły: Och-mistrzyni MariaPar :), 'przepozytywna' Elamika, która mnie nieco zaniedbuje ostatnio, drań:) i nowy gość na mym blogu Onja .
Do zabawy zapraszam: Lambi, Bree, Byziaka, B., Olę_83, Folkmyself, Tabu, Mia, Gusię, Ushii.


P.S. No dobra. Zostałam sprowokowana;) Tabu zadanie specjalne dla Ciebie!!!!!!!!!!
Oprócz 10 rzeczy, które po prostu lubisz, wymień 10 rzeczy, które lubisz w sobie:))) Aby Ci było raźniej też się uzewnętrznię:)
1. Lubię swoje poczucie humoru.
2. Lubię swoje włosy i to, że każdego ranka robią mi niespodziankę i układają się w nową kompozycję:)
3. Lubię to, że mogę się opychać i nie tyję ( chociaż wolałabym z 5 kilo więcej mieć i byłoby w ogóle idealnie:)
4. Lubię się za kreatywność.
5. Lubię to jaką mamą jestem.
6. Lubię swoje długie nogi:)
7. Lubię siebie jak się uśmiecham.
8. Lubię swoje zdolności (podobno:) kulinarne i wszelkie inne.
9. Lubię brak dużego biustu:) nie utrudnia mi życia, kupna bielizny i np. jazdy konnej:)
10. Lubię siebie bo mój Małż mnie pokochał a jest to fajny i rozsądny facet, który zazwyczaj wie co robi:) więc skoro mnie kocha (podobno:) to znaczy, że mam powody by się lubić:)))))

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

JAK UMILIĆ SOBIE ŻYCIE czyli idzie jesień i marzenia się spełniają:)


"Leeeej się chmielu, lej się chmielu
Nieś muzyko po bukowym lesie
Panna Zosia ma w oczach łososia:)
Trochę lata z nowej beczki przynie-eee-esie.."


Sama nie wiem od czego zacząć... no bo tak... jesień kocham i wszystko co z nią związane i pewnie jeszcze nie raz tu o tym napiszę. Z lubością wdycham wilgotne, pachnące powietrze i jest mi coraz lepiej:) Oglądam, podziwiam, smakuję, wypatruję wszelkich symptomów końca lata i początku mojej ulubionej pory roku:) Jednym z nich są na przykład szyszki chmielowe:) które zazuszone pięknie pachną. Tak więc tytułowe umilanie sobie życia niekoniecznie miało oznaczać ten płynny chmiel ( chociaż a i owszem, czemu nie, tylko powoli trzeba będzie zamiast chłodzić to podgrzewać z miodzikiem i goździkami:). Prezentuję więc przytargane szyszki do domu i zaplecione  w może nie super elegancki ale pachnący wianek:) Proste szybkie i umilające:) A co kryje się za wiankiem...? Ha - spełnione marzenie, które jak najbardziej świętować i opijać można:) Zasada jest taka: by być szczęśliwym staraj się marzyć  o rzeczach możliwych:) Ja chciałam bardzo ten mebel. Bardzo. Naprawdę bardzo. Dla wielu z was to się może wydać dziwne, ale ja mam do Ikea kilkaset kilometrów i busa na stanie nie posiadam...

 

Kolekcja HEMNES mnie po prostu urzekła w wersji białej. Jest śliczna. Najpierw udało nam się przywieść regały na książki i komode pod tv ( widać jej fragment tu).  A witryna...pozostawała marzeniem. Najpierw nie można jej było dostać przez chyba dwa miesiące, potem pojawiały się po trzy egzemplarze i znikały pierwszego dnia... ale nareszcie mam! Jest piękna i moja:)

 

P.S. Zdjęcie nr 1 i 2: przedpokój, komoda co to ją sobie sama wymyśliłam, ptaszek, który jest uroczy i ramka, na którą czekałam prawie pół roku... tzn. nie na ramkę samą w sobie tylko aż stanieje:) No i doczekałam się kiedyś, kolejne drobne marzenie odhaczone:). Szerzej widać tu:)
P.S.2. Zdjęcie nr 3: dowód na to, że nawet najbardziej wypieszczany w detalach dom, jest po prostu domem nie wystawą sklepową... w odbiciu suszą się Julkowe ubranka:) hihihi dopiero po wrzuceniu zdjęć na kompa zauważyłam:)

czwartek, 26 sierpnia 2010

CANDY!!! z wielu powodów a także bez...

I inne sprawy też. A właściwie jedna: Tomek ( Stowarzyszenie Umarłych Bloggerów), jeśli tu jeszcze zaglądasz! zablokowałeś bloga, ku memu niemiłemu zaskoczeniu, pewnie masz ku temu powody... ale ja polubiłam Twoje pisanie i chciałabym móc do Ciebie zapukać czasem...:(

A teraz do meritum... Ogłaszm moją pierwszą, nieśmiałą zabawę w rozdawanie prezentów:) Na początek drobiazg, potem zobaczymy..:) Powodów właściwie nie ma... ani rocznicy, ani setnego posta, czy okrągłej liczby obserwtorów... Ale ja zapisuję się w kolejki po candy na moich ulubionych blogach i chociaż nic nie wygrywam to chciałabym też dać coś od siebie:) Poza tym chciałabym wyciągnąć z internetowej czeluści wszystkich, którzy tu zaglądają a nie dają się poznać... Ostatni post zobaczyła rekordowa jak dotychczas dla mnie liczba osób, a komentarz zostawił jakiś nikły procent z nich... Zachęcam więc wszem i wobec: piszcie łobuzy!:)

Oto maleństwo, a właściwie maleństwa, które dla was mam:) Łosie-Superktosie:)

     

Zasady znane: komentarz pod tym postem i podlinkowane zdjęcie na swoim blogu, zasady dodatkowe: co to właściwie  jest? Do czego służy? :) Losowanie 1 października, dla osoby, która rozwiąże zagadkę będzie niespodzianka:) Podpowiedź: przedmiot 'niedziecięcy', tylko jak najbardziej użytkowy:)


P.S.  U mnie dziś rano piękna, gęsta, rześka mgła! Jesień pełną gębą:) Cieszą się jesienne ludy czyli ja na przykład:) Zero depresji, maksimum energii... dziwadło, nie?:)

wtorek, 24 sierpnia 2010

VINTAGE PO POLSKU

Kochamy vintage... szerokopojęty:) Zbieramy, gromadzimy, oglądamy, zachwycamy się... inspirujemy ... a czym zazwyczj się inspirujemy? Skąd czerpiemy? Z czym nam się to hasło 'vintage' kojarzy? Jakie miejsca, przedmioty, aranżacje tak określamy? Kraje skandynawskie i Francja, prawda? Mówimy na przykład: w 'stylu skandynawskim',  czy 'starofrancuskim' .... bielone, przecierane, obdrapane, zardzewiałe, cynowe, haftowane, drewniane, druciane, porcelanowe.... och można by wymieniać długo. A jaki jest nasz vintage? Po polsku? Swojski, niewymuszony, nie mozolnie aranżowany...dnia codziennego... też piękny:)


No i te 'moje' dechy... przebarwione od wody i słońca:) Wiklina też 'nasza', prawda?:) No i emaliowane balie, naczynia, garnki, kanki... mój boże ile tego poszło w śmieci, bo stare, poobijane... wymienione na teflon, stal nierdzewną, szkło... i jaka teraz szkoda:( Jak pytam Dziadków moich czy gdzieś jeszcze w jakimś zakamarku coś takiego się nie uchowało to otwierają szeroko oczy ze zdumienia, "a po co ci wnusiu taki złom?"... eh..

Pozdrawiam jesiennie, sentymentalnie, wilgotnie i mgliście.... czyli wcale nie smutno tylko tak jak właśnie lubię:)

piątek, 20 sierpnia 2010

TAKIE TAM




Hortensje. Zna je chyba każdy, ja ich piękno odkryłam właściwie niedawno. W moim domu rodzinnym ich nie było, rosną za to u teściów w ogrodzie i jakoś specjalnie jako cała roslina mnie nie zachwycały, aż do czasu gdy odkryłam tajemnicę suszenia:) Niby banalne ale ja nie wiedziałem wcześniej, że aby zachować piękno kwiatu hortensji należy poczekać aż zacznie przekwitać i dopiero wtedy ciąć:) Świeży kwiat, który nie zaczął się jeszcze przebarwiać nie nadaje się do zasuszania, po prostu zwiędnie.



I tak oto w moim 'salonie' zawitały pierwsze zwiastuny jesieni:) Jak widać najpiekniej wyglądają zielone, a także fioletowe i niebieskie. Różowy kwiat ściełam jeden dla kontrastu, ale pięknie prezentował się przez parę dni, teraz już więdnie i trzeba go zamienić na kolejny już przekwitający. W tle sławne już w blogowym świecie stare nuty, jedna z możliwości wykorzystania:)


wtorek, 17 sierpnia 2010

O UŚMIECHU CIĄG DALSZY

Obiecana wcześniej prezentacja prezentów od Ateny:) A było to tak, że w jednym ze swoich postów Atena prezentowała uszyte przez siebie morskie cudaki, między innymi konika, w którym zakochałam się natychmiast i zaraz potem mój Synek:) Konik morski przyfrunął ( jak to koniki morskie mają w zwyczaju:) wraz zniespodzianką - piekną muszelką nazwaną przez Jula 'omo':) Paczka oczywiście prezentowała się uroczo i żal było rozrywać:)




A tu już w barwach Julkowego pokoju, gdzie jego przeznaczenie:)


Atena zapierała się rękoma i nogami, bo dobrą kobietą jest, ale 'zmusiłam' ją, by pozwoliła mi się odwdzięczyć:) Jako, że już wróciła z wakacji i pokazała u siebie moc podarunków od blogowych duszyczek, mogę teraz i ja zaprezentować, co wysłałam od siebie: stary zeszyt nutowy, serduszko vintage i podbieloną ramkę z moim ulubionym aktem przedwojennym. Ateno raz jeszcze dziękuję w imieniu swoim i Julka i cieszę się ogromnie, że trafiłam w Twoje upodobania:)






niedziela, 15 sierpnia 2010

POURLOPOWE PODSUMOWANIE



Kilka dni tegorocznego urlopu spędziliśmy nad Bałtykiem korzystając z uprzejmości kochanej rodzinki w Gdyni. To był  nasz pierwszy dłuższy wyjazd z Synkiem i bałam się trochę jak to będzie, bo długa trasa, nowe miejsce... czy zaakceptuje 'Wujków', czy nie zachoruje, czy zechce spać w obcym łóżku, czy damy radę cokolwiek zobaczyć bez marudzenia...itp.... i już po wszystkim:) Ogólnie wyjazd można zaliczyć do udanych jak na pierwszy raz z dzieckiem:)
1. Byliśmy w Akwarium w Gdyni. To miała być super atrakcja dla Julka kochającego w książeczkach oglądać rybki, żółwie itp. a on znudził się po pięciu minutach i marudził niemiłosiernie. Chyba tłok i wrzaski innych dzieci zadziałały rozdrażnijąco... Do tego typowe egzemplarze 'Polaka na wczasach': czyli opasłe babska uparcie przepychające się 'pod prąd' (w takich miejscach obowiązuje ustalony kierunek zwiedzania by uniknąć tłoku, ale co to kogo obchodzi...) i walące co chwila fleszem po oczach morskim zwierzakom (choć gdzie tylko się da umieszczone są informacje, by kategorycznie tego nie robić plus co chwila uprzejmy głos przypomina o tym przez głośniki...) ech...


2. Zawsze jak jesteśmy w Gdyni odwiedzamy też port, mój wujek tam pracował i darzy to miejsce szczególnym sentymentem a my razem z nim. Małż jak zwykle zachwycony jest szczególami technicznymi: dzwigi, przeładunki, turbiny i te sprawy... a mnie porusza jakiś niewytłumaczalny romantyzm i majestat tego miejsca.


3. Nie mogło oczywiście zabraknąć zoo w Gdańsku. To również miało być miejsce typowo dla Jula..., który najpierw marudził, potem spał:) Na koniec było karmienie kozy i to wywołało najwięcej radości:). Zoo ogólnie warte polecenia, ogromne, pięknie położone, z mnóstwem dodatkowych atrakcji.


4. No i park w Oliwie. Cudowny.


5.  I na koniec to na co bardzo czekałam ... i się zawiodłam:( Jarmark Dominikański na Starym Mieście w Gdańsku. Większość stoisk to taki sam bajzel jak na każdym jarmarku gdziekolwiek. Tak zwane rękodzieło w cenach po prostu zdumiewjących... ja sznuję pracę czyiś rąk, doceniam oryginalność i wiem, że za to się płaci... ale jak widzę  dziesięć praktycznie identycznych pudełek ozdobinych bardzo prostym  'decou' za 80 zł (a wiem, że surowe pudełko kosztowało 15zł...) to mi się przewraca..., pomalowane kamienie udające turkusy,  mosiężne odlewy (produkcja masowa, na mosiądzu trochę się znam) wciskane jako zabytkowe... i tak można by wymieniać.... Sprzedawcy żerują na naiwności i niewiedzy tak zwanych 'Warszawiaków' i Niemców. Bujać to my a nie nas:))) Ja kupiłam sobie i dla mamy po lnianym worku na jednorazowe reklamówki, lub coklwiek innego, bo len kocham w każdej postaci, kocie wzory również, pani była nienachalna i cena zadowalająca:) oraz metalowy wieszak, postarzany a nie udający starego:) i bardzo uroczy:)  Polowałam na starocie ale na to trzeba mieć mnóstwo czasu, by w stercie chłamu wyszukać jakąś perełkę i jeszcze się potargować, a upał był niemiłosierny, Julo marudził, kilka rzeczy, które na dzieńdobry wpadły mi w oko rozbroiły mnie sugerowaną ceną... więc wyszło, jak wyszło:)



P.s. Spostrzeżenia bardzo pozytywne:
- coraz więcej miejsc nastawionych jest na rodziców z dziećmi, na mojej prowincji jeszcze tego nie widać, natomiast w Trójmieście jak najbardziej. Mając malucha już nie musisz obrąsnąć w glony i siedzieć w domu. Coraz więcej knajp ma miejsca wyznaczone dla dzieci, z zabawkami, kredkami itp., stacje benzynowe, domy handlowe mają oddzielne łazienki dla rodziców z dzieckiem, pokoje do karmienia itp., w wielu miejscach (np. ekskluzywna knajpka nad samym morzem) w kobiecej ubikacji stoją przewijaki burzące nieco 'dizajn':) ale za to jak praktyczne i pozytywnie nastrajające:) nawet w zoo widzieliśmy przewijaki poustawiane po prostu na świeżym powietrzu np. obok klatki rysia:), w restauracji do rachunku rodziców dołączany jest lizak dla malucha, nigdzie nie ma problemu z dostaniem gorącej wody do rozrobienia mleka, czy podgrzaniem gotowego obiadku w mikrofali...Ogólnie rzecz biorąc 'coś' się ruszyło w tym naszym kraju i powolutku ale idzie ku lepszemu:);
- rzecz kolejna: rozłożyliśmy się wieczorkiem w piachu na plaży, Małż rozsiadł się z wysoce zasłużonym piwkiem a ja spacerowałam obok z Synkiem; naprzeciwko mnie idzie para z psem 'bokserem', pies jest bez kagańca więc już mi ciśnienie wzrasta... w pewnym momencie pies przysiada i jakieś dziesięć metrów od miejsca gdzie leżą nasze rzeczy robi w piach 'wiadomo co', idę w tym kierunku i już bezgłośnie memłam niewybredny tekst pod adresem właścicieli psa... zanim doszłam do tych ludzi widzę, jak dziewczyna schyla się i wyjętą z torebki reklamówką sprząta:) gęba mi się uśmiechnęła, mój jadowity komentarz okazał się zbędny:) znaczy się 'świadomych' ludzi jest więcej! są! w końcu takich spotkałam:)

To by było na tyle:) kończę swoje wywody i śmigam sprawdzać co u kogo słychać:)




piątek, 6 sierpnia 2010

OSSSSSSTRO...

Miało być o prezentach od Ateny ale chciałam razem pokazać co ja wysłałam dla niej, a ciągle nie wiem czy moja paczka doszła:( Więc czekam cierpliwie, bo Atena na wczasach więc niech się wczasuje, a ja pochwalę się dzisiejszym 'dokonaniem' kulinarnym:) Mój absolutny hit jeśli chodzi o sałatki z mięsem, choć nie wiem czy sałatka to do końca dobre określenie:)
Coś dla wielbicieli czosnku, coś dla smakoszy o mocnych wątrobach:), coś dla kochających bomby kaloryczne, coś dla mnie! Pycha! Obiecuję:)


Przepis pochodzi od mojej straconej przez jakieś bzdury przyjaciółki, może kiedyś jakimś cudem trafi tutaj i dowie się, że o niej myslę i tęsknię. Na zdjęciu sałatka może nie prezentuje się elegancko, ale nie o to chodziło, po prostu bardzo chciało się jeść! I to szybko:)

Potrzebujemy:
- dużego brokuła;
- chleb tostowy (6-8 kromek);
- pierś kurczęcą ( całą, znaczy się obie połówki:);
- pół małego jagurtu naturalnego;
- rodzynki;
- pół kostki masła (margaryna odpada, musi być masło);
- 4-5 ząbków czosnku ( w zależności od możliwości smakosza);
- sól, pieprz, papryka słodka, curry, zioła prowansalskie.

Brokuły gotujemy ( najlepiej na parze) z dodatkiem soli, tak by zachowały kruchość, inaczej się rozpadną przy mieszaniu z innymi składnikami. Chleb tostowy lekko przypiekamy w tosterze, opiekaczu czy piekarniku ( kto co posiada) by stał się lekko chrupki. Kurczaka kroimy na drobne kawałki, przyprawiamy solą, pieprzem, papryką i curry po czym smażymy na oleju aż się zarumieni.  Rodzynki ( około dwóch łyżek stołowych) zalewamy gorącą wodą żeby zmiękły. Do jogurtu wyciskamy dwa ząbki czosnku, doprawiamy solą, pieprzem i ziołami prowansalskimi. Masło rozpuszczamy w garnku i dodajemy wyciśnięty pozostały czosnek. Do rozpuszczonego masła wrzucamy pokrojony w kwadraty chleb tostowy i mieszamy by wchłonął masło.  W michę wkładamy usmażonego kurczaka i brokuły (czekamy aż ostygnie), dodajemy odsączone rodzynki i na koniec chleb tostowy, zalewamy sosem jogurtowym, mieszamy i wcinamy natychmiast:) Sałatka nie nadaje się do przechowywania, najlepiej smakuje od razu póki chleb tostowy nie rozmięknie w sosie.
Nie wiem ile to ma kalorii:) zapewne duuuuuużo i jest przepyszne, bardzo ostre i pikantne:) Przekonajcie się sami!


wtorek, 3 sierpnia 2010

O UŚMIECHU


A uśmiechu przez ostatnie dni jak na lekarstwo bo nieprzyjemne rzeczy się dzieją wśród bliskich:( Czasami trudno sobie uświadomić, że to się dzieje naprawdę, że to nie jakiś psychodeliczny film..:(
By żyć szcześliwie trzeba cieszyć się z drobiazgów i wierzyć w ludzi...mimo wszystko... Ja wierzę, bo zdarzają mi się miłe niespodzianki, bezinteresowne więc najbardziej cenne:) Dostałam ostatnio dwie przemiłe przesyłki od dwóch świetnych dziewczyn: Doroty i Anety. Obie musiałam namawiać żeby pozwoliły się odwdzięczyć:) Naprawdę budujące jest gdy obdarzają nas sympatią ludzie, których właściwie nie znamy, gdy nieraz trudno o to od nalbliższych.
Pierwsza paczka miała w sobie mieścić maleńkiego ptaszka, który spodobał mi sie na blogu u Doroty... ale skarbów było więcej:) Po gorączkowym rozrywaniu koperty widok ukazał się następujący:


Po dalszym rozpracowywaniu pięknego opakowania...



W jednej z paczuszek był ptaszek z Dorotowego bloga:


 

A w drugiej różne tak zwane pierdółki cieszące oko, między innymi maleńkie pudełeczko, a w nim zrobione przez Dorotę magnesiki:

  

Prawda, że miło dostawać takie przesyłki?:) Ja oczywiście nie odmówie sobie przyjemności wysłania czegoś w podzięce:) Jako, że Dorota nie mieszka w Polsce i zjawi się tu dopiero we wrześniu, prosiła, żebym pokazała na blogu co dla niej wymyśliłam inaczej pęknie z ciekawości...:) Zatem oto i moje drobne upominki, oczywiście nie ma tak łatwo, element nispodzianki musi pozostać, nie zdradzę wszystkiego:)




P.S. Cudowności od Anety w następnym poście:)

niedziela, 1 sierpnia 2010

W TAK ZWANYM MIĘDZYCZASIE...

Było sobie takie coś... raczej brzydka i dość niechlujnie wykonana skrzyneczka nie wiem od czego, chyba po jakimś trunku. Walało sie toto i w końcu miało trafić do śmieci...


Ale... w tak zwanym międzyczasie, to znaczy gdy moje chłopaki wybrali się na spacer... pożałowałam jej, bo jaka by nie była paskuda to jednak drewniana i wymodziłam takie coś:) I zaraz znalazłam zastosowanie w mojej kuchni:) Papier ścierny, farby akrylowe (takie zwykłe malarskie) i już.



Pozdrawiam urlopowo:) Nareszcie!!!:)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...