piątek, 30 lipca 2010

NIEUCHWYTNY

Tak mało mam zdjęć mego Syna... bo bardzo trudno takie zdjęcie zrobić...Jest dzieckiem iskierką, nieuchwytnym... w ciągłym ruchu. Mój Syn nie umie chodzić, umie tylko biegać... i zaliczać przez to coraz to większe guzy... Gdy zdarzają mu się chwile wyciszenia, gdy dłużej niż minutę siedzi w jednym miejscu zainteresowany np. książką, stoimy z Małżem  jak zahipnotyzowani, zauroczeni, jak w obliczu paranormalnego zjawiska... obserwujemy w ciszy, by go nie spłoszyć jak sarny w lesie:) Tyle miłości mam w sobie:) I chce mi sie powiedzieć jak dziecko, tak po prostu: "Jejku, jak mi fajnie z tym" :)


wtorek, 27 lipca 2010

LATARNIA



Mówi się nieraz o zabawkach dla dużych chłopców...każdy wie o co chodzi. A zabawki dla dużych dziewczynek?:) Żadne tam kosmetyki czy buty, to są rzeczy do użytku... no a takie, które kupujemy tylko po to żeby były? żeby sobie stały, żebyśmy musiały z nich kurz zbierać? żeby faceci mogli wytrzeszczyć oczy i powiedzieć: po co Ci to? przecież to do niczego nie służy! przecież masz już tyle "takich rzeczy"! że co? że ile to kosztowało?! zwariowałaś...:))) Wiecie o co chodzi?:))) No to proszę, kolejna "taka rzecz":) Piękna jest i basta, nie chcę słyszeć nic innego chachacha:) Kolejny kroczek do wypełniania przestrzeni naszego "dziewiczego" mieszkanka:) do kompletu z koroną, którą pokazywałam klika postów wcześniej. Dla mnie jeszcze pusto u nas, choć Małż już krzyczy, że za dużo, za dużo... a przecież ja mam dopiero i tylko to, i to, i to... no i jeszcze tamto... ale przecież nie mam jeszcze wymarzonego tego, owego, tamtego i jeszcze jednego...:)))
Pozdrawiam wszystkich, którzy zrozumieli o co mi chodzi i tych innych też:)




czwartek, 22 lipca 2010

NIEMOC

Nie da się nic robić. Po prostu nie da się. Kładę się ledwo żywa, wstaję zapuchnięta bez śladu wypoczynku... W pracy choć to biuro warunki jak w kopalni... męczę się... Choć lubię lato to teraz mam go dość i marzę tylko o zanurzeniu się w zimnej wodzie... Oglądam inne blogi i podziwiam, że ktoś jest w stanie w taką podłogę szlifować, malować, tworzyć...że o robieniu przetworów nie wspomnę... Ja zdycham, jestem nieproduktywna, niewydajna i powoli nieznośna... Tylko Synek szcześliwy, bo można non stop latać boso, taplać się do woli w wodzie, objadać owocami oblewając się sokiem i spać bez przykrycia...


poniedziałek, 19 lipca 2010

TERAPIA



Dziękuję za wszystkie wpisy pod ostatnim postem i maile. To piękna sprawa kiedy czuje się tyle wsparcia od właściwie obcych ludzi, gdy cierpimy przez tych najbliższych... Bardzo wam wszystkim dziękuję. Jakoś się posklejałam, dogadałam, przemilczałam. Nie wszystko można pokonać, nie wszystko można zmienić, nie wszystko zrozumieć... czasami zostaje tylko pogodzić się z pewnymi sprawami, czasami miłość nie wystarcza by było dobrze, bo: "ty nigdy mną nie będziesz, a ja nigdy tobą...". Nie ma dwóch takich samych ludzi, nie ma par idealnych, staram się to sobie uświadamiać kiedy wydaje mi się, że sytuacja jest bez wyjścia. Ten wiersz wyraża najpiękniej i najboleśniej niemoc w związku, która czasem nadchodzi mimo miłości i najszczerszych chęci. 
By przegonić ciemne chmury weekend zorganizowaliśmy terapeutycznie, a efektem terapii są: o niebo lepsze samopoczucie i te oto zdjęcia:)

        

        

       

Było wspaniale, upalnie, potwornie upalnie... i potwory też były jak widać poniżej:) i potwornie pięknie nam grały o zachodzie słońca.



Miłość na nowo dała o sobie znać... także u Julka:) Oto nasz Syn i jego wakacyjna Sympatia, przynajmniej na jeden dzień...:)

       

I na koniec zabawa w 'znajdź róznice':) Ojciec i Syn. Wiem już teraz jak Julek będzie wyglądał za trzydzieści lat:) Są tacy sami, moi chłopcy. Wystarzczy spojrzeć na nich razem...

      

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.

środa, 14 lipca 2010

CZYSTA SŁODYCZ

No może nie do końca czysta biorąc pod uwagę, że bosa...:) Więcej nie powiem, domyślić się można, że wielbię tego Pana i do tych jego stópek padam:)
Pozdrawiam upalnie wszystkich zaglądających do mnie, dziękuję za komentarze i zapraszam jak najczęściej:) Buziole.


wtorek, 13 lipca 2010

PRZESŁANIE NA LATO


Nie bój się nic nie robić

Od rana do wieczora,
gdy przyjdzie na to pora,
pokonuj strach,
co drzemie
i który w tobie tkwi.

Nie bój się nic nie robić.
Nie bój się tracić czas.
Nie bój się leżeć,
nie bój się marzyć,
nie bój się długo spać.

Z okna wyglądać godzinami,
snuć się bez sensu ulicami,
zagapiać się na własny cień,
spędzać w ten sposób cały dzień.

Możesz być tym, co umie.
Możesz być tym, co wie.
Lecz zanim zaczniesz
już coś rozumieć,
pomyśl, czy ci się chce.

Powiedz sobie: nie mogę.
Powiedz sobie: stój!
Przyrzeknij sobie:
Już nic nie zrobię,
to będzie wieczór mój.

Wyłącz dziki telefon,
zamknij okna i drzwi.
Pokonaj strach,
co drzemie w tobie
i który w tobie tkwi.

Michał Zabłocki

Upał niemiłosierny. Rozleniwia, rozpłaszcza na podłodze, rozpala gorączką.... Lato. Soczyste, gorące,  gęste, parzące w stopy, rozjaśniające włosy... Wszystkie smaki, wszystkie zapachy. Upajają, nasycają, wypełniają... Nie boję się nic nie robić... Odpuszczam sobie wszelkie zadania bojowe. Leżę, pływam, smakuję, czuję lato...
Nie tęsknię do wiosny, choć pamiętam. Nie tęsknię do drzew obsypanych różowymi pąkami, choć pamietam. Pamietam też chłód wody z blaszanego wiadra, ostry, rozcinający w wyobrazni skórę...tęsknię...


czwartek, 8 lipca 2010

REINE DU BAL



Znaczy się królowa balu:) bo nieraz ironicznie tak mówię o sobie w kontekście jakiś imprez... zazwyczaj sieję zamęt i popłoch bo charakterek to ja posiadam a i owszem:))) chachacha. Teraz jestem też królową domu swego i to koronowaną:)

           

Nie ma chyba wielbicielki vintage, która by takiego cudka nie posiadała, prawda?;) Otóż ja bardzo długo królową zostać nie mogłam, przekopywałam sklepy w poszukiwaniu takiej korony miesiącami... i nic. Pech i klęska. Aż... fantastyczna babka z tupetem :) znaczy się Elamika, na moją nieśmiałą prośbę odpowiedziała błyskawicznym odzewm niosąc pomoc mnie duszy potępionej:) i wskazała miejsce skąd korona przywędrowała do mnie w trybie natychmiastowym. Dziękuje Ci raz jeszcze! Pewnie was trochę śmieszy ilość zdjęć poświęcona jednemu przedmiotowi ale powstrzymać się nie mogłam. Po prostu cieszę się jak głupia z tej drobnej rzeczy, bo długo na nią czekałam:) i światło miałam magiczne dziś rano...


wtorek, 6 lipca 2010

ZAPACH ŁĄKI...

... kiedy jest najbardziej intensywny? Gdy po wielu godzinach upału spadnie deszcz, nadając kryształowej przejrzystości powietrzu... zbliża się wieczór, a zachodzące słońce, grzejące spowrotem z zadziwiającą na tę porę siłą, rozpala wszystkie barwy... zapach unoszący się wtedy nad łąką zniewala, otumania, upaja... wilgotne, słodkie powietrze...
Dziś po krótkim spacerze zabrałam garść tego zapachu do domu:)



Niedawno Elle pisała o szarości:) Mówiłam wtedy jak ja ten kolor wielbię, więc proszę: oto jedna z moich szarości w moim domu:) Dzbanek znany już z innych blogów, w mojej interpretacji ma się tak:) Do tej pory stał w piwnicy zapomniany po schnięciu od malowania i wreszcie doczekał się bukietu w sam raz dla siebie:) Miał być do salonu ale póki co widzę, że mojej kuchni bardzo z nim do twarzy:) Przy okazji chwalę się jeszcze czymś: moim wymarzonym, przez się samą wymyślonym, przez zaprzyjaźnionego stolarza zrobionym stołem:) Jest masywny, ciężki, taki... prawdziwy. To bardzo lubiane przeze mnie drewno jesionowe, jest piękne. Na razie jest surowy, czeka na olejowanie:)

W razie gdyby ktoś jeszcze nie wiedział ( choć to chyba nie możliwe:) to dzbanek wcześniej wyglądał tak:


Ja użyłam do tego matowego podkładu pod warstwy lakiernicze w sprayu. Super się trzyma i w razie czego przyjmie na siebie każdą inna farbę lub lakier. Śmierdziuch niestety, ale wspominane przez inne dziewczyny farby w sprayu nie śmierdzące podobno nie istnieją...ech słodka prowincjo:) tu niewiele możesz kupić:)


niedziela, 4 lipca 2010

WEEKENDOWO I WARIACJE NA TEMAT...



...wiaty turystycznej. Zazwyczaj nad jeziorami, przy polach biwakowych itp. stoją drewniane wiaty, zazwyczaj są to wiaty w kształcie tzw. grzybka, typowe, powtarzalne, niezależnie od regionu Polski, zazwyczaj... A tu: wariacja na temat, czyli moja interpretacja takiego małego obiektu było nie było architektury. Jak wam się podoba? Stoją na plażach nad Jeziorem Kamienne i Jeziorem Rospuda. Nie mówię o  detalu, jakości wykonastwa (jak najaszybciej, jak najtaniej) i otoczeniu jakie robią ludzie wokół tego ( czyt. samochody, śmieci, butelki...)...to oddzielna bajka. Zależało mi, by przy spełnianiu swojej funkcji było to coś nietypowego, charakteryzującego miejsce i wpisującego się w krajobraz... wyszło? 
Pogoda dopisała więc wybraliśmy się z Małżem i Synkiem na plażę sprawdzić jak faneberie mamy wyszły w realu:) Okazało się, że Synek boi sie wody, ma w nosie zabawy w piasku, rodzice nie mają sznas na pięć minut nawet wylegiwania się tylko biegają jak opętani za swoją latoroślą, w którą diabeł wstąpił z powodu... "mama, jaga!, jaga!...!" Nie ulega chyba wątpliwości, że "jaga" to kajak, prawda..?:)))chachacha.
Pozdrawiam słonecznie i poweekendowo:)




P.S. Piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie. To nie jest pamietnik chowany pod poduszkę:) To jest moje "ja" dla was:) To młody blog i tak jak długo wahałam sie czy zaczynać, tak nadal sie waham czy jest sens. Każdy komentarz jest dla mnie ważny, każde słowo, czy pozytywne czy negatywne to doping. Nie ma nic gorszego niż brak rekacji, obojętność. Ja was "widzę" :) wasze odwiedziny. I smutno mi jak nie zostawiacie śladu po sobie.

czwartek, 1 lipca 2010

MÓJ 'SALON KĄPIELOWY' a przynajmniej próba uzyskania takowego:)

Nie pisałam długo, bo nieszczęście miałam:( Synek mój zrobił mi nieprzyjemną niespodziankę i parę dni temu obudził się w środku nocy z gorączką 40 stopni... bez żadnych innych objawów. Strachu najadłam się co niemiara, ale już jest w porządku i wracamy do normalnego funkcjonowania.
Pisałam wcześniej, że weekend wyborczy był u nas burzliwy... ale i owocny:) Burza była bo: urządziliśmy jedną z wielu parapetówek ( piszę 'wielu' bo mieszkanko niepojemne i znajomych zapraszamy 'na raty':), zabawa świetnie się udała, ale konsekwencją była nieprzespana noc Synka, który odreagowywał chyba nadmiar emocji plus awantura z Małżem... cóż... mama moja mówi, że durniom alkoholu się nie daje ( te durnie to my oboje:) i pewnie ma rację chachacha. Ale, ale... owoc jest a jakże:) Przepiękny świecznik, który dostaliśmy od Basi i Grzesia:) Ogromny, ciężki, fantastyczny! Oczywiście nasz Julcio zaraz się dorwał obadać co to za nowy przedmiot w domu i to z kolei zaowocowało dziurą w parkiecie... :)
Świecznik zamieszkał w łazience, poczeka tylko aż znajdę odpowiednie świece, ale i teraz już nadaje wnętrzu pałacowego szyku:)



Oczywiście co poniektórzy pukają się w czoło... świecznik? w łazience? czy zgłupiałam? Nie, nie zgłupiałam:) Po prostu uważam, że nawet z niewielkiej łazienki w 'bloku' można zrobić sobie salon kąpielowy:) a przynajmniej spróbować... Ale z tą naszą łazienką od początku tak było... wszyscy 'majstrzy': budowlańcy, elektryk, stolarz... wytrzeszczali oczy słysząc moje pomysły... Ale o tym następnym razem:)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...