środa, 15 czerwca 2011

VINTAGE PO DZIADKU

Minęło już trochę czasu... myśli nadal tłuką się po głowie...nie krzepną...strumień wspomnień nie stygnie, tętni w moim krwiobiegiu. Jednak staram sie oswoić ze wszystkim co czuję, co pamietam, co słyszę. Niewiele zostało rzeczy namacalnych. Zniszczone, sprzedane, skradzione, przepite... Ocaliłam drobiazgi. Bezwartościowe dla innnych, budzące zdziwienie stojąc honorowo w moim salonie... dla mnie bezcenne...



Dziadek od od kiedy pamiętam zajmował się ogrodem... do końca. Nic nie mogło zastapić własnego pomidorka, ogórka, młodej marchewki dla 'Prawnusia'... I mimo, ze czas już zupełnie nie ten, Dziadek co roku ze swoimi warzywami ustawiał się na jarmarku, ze starą wysłużoną wagą, z odważnikami mającymi więcej lat niż ja sama... Jakie dziwne uczucie mnie teraz ogarnia gdy biorę je w dłonie, dotykam wyślizaganych przez Dziadkowe palce główek...



Dużo żalu zostało w sercach, złych myśli cierniem oplatających wspomnienia.... jednak  ja staram się pamiętać tylko słoneczne dni i radosne momenty widziane oczmi dziecka, magię odważnych zadań pojetych tylko dziecięcym umysłem: zbieranie 'kto więcej' stonki na Dziadkowym polu ziemniaczanym, budowanie karmników dla sikorek, karmienie mleczem Dziadkowych królików... i kolby kukurydzy, które Dziadek trzymał dla nas za piecem w piwnicy...

wtorek, 14 czerwca 2011

CO MNIE TO OBCHODZI...

Ludzie śpiewają
Albo bimbają
A ja się patrzę
Nawet nie płaczę

Co mnie to obchodzi
Że słońce wschodzi tam gdzie wschodzi
I że zachodzi na zachodzie
Że ktoś umiera ktoś się rodzi
Że Jonasz trzystu synów spłodził
Co mnie to obchodzi
Ja na rozbitej płynę łodzi

Co mnie to obchodzi
Że bród jest po to abym brodził
A brednie po to abym bredził
Że śledź jest po to abym śledził
A swąd jest po to abym swędził
Co mnie to obchodzi
Ja na rozbitej płynę łodzi

Co mnie to obchodzi
Że głąb jest po to abym zgłębiał
A dąb jest po to abym zdębiał
A jęk jest po to abym jęczał
A klęk jest po to abym klęczał
Co mnie to obchodzi
Ja na rozbitej płynę łodzi

Co mnie to obchodzi
Że dźwięk jest po to abym dźwięczał
A stęk jest po to abym stęczał
A głód jest po to żebym głodził
A smród jest po to żebym smrodził
Co mnie to obchodzi
Ja na rozbitej płynę łodzi

Ja płynę płynę płynę
W nieznaną mi krainę
W krainę tych nadziei
Że mi się łódka sama sklei
Więc płynę płynę płynę

Wiesław Dymny


sobota, 9 kwietnia 2011

SPEŁNIAM SIĘ..

Ponad dwa lata takiego szukałam. Niby nie taki problem... znajdywałam kilka razy, ale ceny..ugh.. od 300 do 1000 zł nawet. Nie dla mnie. W końcu się udało. Mam:) Śliczne i tanie:) Oczywiście oczekuje na renowację i zmianę szaty kolorystycznej, ale postawiłam choć na chwilę, by nacieszyć się widokiem. Nawet zdjęć nie zdążyłam porządnych cyknąć, bo Małż zaraz sprzątnął je do kumpla tapicera. Ja gdybym się za to sama brała, trwało by to latami...:) Drewnem mogę się bawić, ale tapicerka to dla mnie magia, zresztą nie mam nawet podstawowych narzędzi typu zszywacz... Teraz został tylko problem materiału:( W mojej okolicy nie ma szans na zdobycie czegokolwiek. Szukam grubo tkanej, naturalnej tkaniny, która by fakturą przypominała to, co mam na mojej kanapie, a kolorem to, co mam na zasłonach, ewentualnie bardziej w stronę szarości. Może ktoś ma jakiś dobry link i mnie poratuje w tej sprawie?



Każda ma, mam i ja:) Teraz już tylko niecierpliwie przebieram nogami w oczekiwaniu na efekt końcowy.
Pozdrawiam weekendowo i nadal niewiosennie... 'gumiaki' naszykowane, grabie pod ścianą stoją, sadzonki, nasionka nakupowane...a ja kolejną sobotę wściekam się w domu zamiast sobie popracować na słoneczku..:(  Bree kochana musisz więc poczekać na moją odpowiedź w temacie wiosny:)

czwartek, 31 marca 2011

WIOSNA MNIE OMIJA A JA JĄ POMIJAM...

...i przechodzę od razu do lata:) u mnie co drugi dzień śnieg z deszczem i minusowe temperatury więc do dupy z taką wiosną. Ja zafundowałam sobie kropelkę lata i kupiałam kwitnącą hortensję:)



Nie śmiejcie sie tylko proszę z osłonki na doniczkę...:) nie znalazłam w domu odpowiedniego rozmiaru... i okazało się, że pasuje tylko gliniak, w którym zazwyczj trzymam cebulę w kuchni:) No coż potrzeba matką wynalazku, jakoś trzeba sobie radzić:) super nie jest ale i w oczy nie razi:)
P.s. na górze zdjęcia w dzień pochmurny, na dole w słoneczny... zupełnie inne kolory:) kocham te zmiany nastroju w moim mieszkaniu.



Tak przy okazji, poduchy z sypialni przywędrowały do salonu i stwierdziłam, że podoba mi się ten kontrast. Zacznę wprowadzać więcej brązów w ten 'chłodny' pokój:)


Jakby ktoś jednak tą wiosnę gdzieś spotkał tak w cztery oczy, to może ją pozdrowić 'czule'...

wtorek, 22 marca 2011

Z MIŁOŚCI DO PLAKATU C.D.

SPROSTOWANIE do posta poniżej:) Wiecie co, ja już chyba do reszty zmysły postradałam...że nie wiem co gadam to jedno, ale okazuje się, że nie wiem też co piszę:) I co gorsza nie wiem dlaczego i w jaki sposób się to dzieje. Chyba myślę o jednym, robię drugie, a mam w pamięci jeszcze coś innego. Śpieszę więc wyjaśnić, że po przeczytaniu jednego z komentarzy oprzytomniałam z nagła i przeczytałam jeszcze raz co napisałam... i doprawdy nie wiem co ze mną jest nie tak... Autorem plakatu poniżej  ( jak i tego u LLooki) jest Wałkuski:) Co nie zmienia faktu, że Starowieyskiego uwielbiam jak napisałam wcześniej... za diabła tylko nie wiem czemu przypisałam mu autorstwo tego plakatu.... Wybaczcie, że wprowadziłam w błąd.   Treści posta zmieniać nie będę by Ci co czytali wcześniej wiedzieli o co chodzi:)


Piękny. Tajemniczy. Mistyczny prawie. Długo go szukałam. I mam nareszcie. Oprawiony na szybko, jeszcze muszę to poprawić ale chciałam nacieszyć oczy. Plakat ze sztuki teatralnej na podstawie jednej z moich ulubionych książek. "Idiota' Fiodora Dostojewskiego. Autorem plakatu jest Franciszek Starowieyski - wspaniały, niesamowity, jestem absolutnie zafascynowana jego twórczością. Malarz, rysownik, grafik, twórca plakatów, scenografii teatralnej i telewizyjnej. Znawca i kolekcjoner sztuki. Niepowtarzalny, niepodrabialny, jedyny w swoim rodzaju. Jego prace rozkładają moją wrażliwość na czynniki pierwsze, rozrzucają wokół umysłu jak ziarenka piasku i długo potem nie mogę poskładać swoich myśli, nadać im biegu codzienności. Kto nie zna, czas najwyższy nadrobić zaległości:) Odsyłam również do sypialni Llooki:) Tam też wisi piękny plakat tego autora:) Te nasze są akurat dość subtelne ale poszukajcie sobie innych jego prac... dreszcze zapewnione:)


Z góry wyjaśniam:) - docelowo, znaczy się w przyszłości oprawa będzie zmniejszająca efekt odbijania, ale w tej chwili gdy w domu mamy małe tornado poruszające się blisko przy ziemi - czyt. Synka, plakat musi być dla bezpieczeństwa za taflą pleksi:) Trudno było więc zrobić zdjęcie, by cokolwiek było widać i odbija nam się zakrzywiony regał z książkami:)



Na deser po uczcie najwyższych lotów ( i nie mówię tu o moich zdjęciach bynajmniej chachacha) wrzucam jeszcze mały drobiazg w liczbie dwa:) Zakupiłam sobie, znaczy się nam, w ramach pocieszenia. Baaardzo podobają mi się naczynia w czarno-białe pasy jakie ma Dagi, ale niestety w żadnym ze znanych mi miejsc nie znalazłam:((( więc zadowalm się takową imitacją. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie coś na temat wzorów bardziej zbliżonych do wymarzonych, bardzo proszę o informację:)


P.S. Ogłaszam wszem i wobec, że bojkotuję wszelkie wiosenne wpisy. U was kurde kwiatki w ogródkach, zajączki za miedzą i gruszki na wierzbie...a u mnie w zeszłym tygodniu spadło 10cm śniegu, wczoraj spóźniłm się do pracy przez odskrobywanie samochodu spod grubej warstwy lodu... więc ja w ogóle nie wiem o co chodzi jeśli mowa o rzekomym nadejściu wiosny...:)

czwartek, 10 marca 2011

SZALEŃSTWO WE DWOJE...

czyli rzecz się dzieje w sypialni. Sztuka w aktach wielu, intrygi i podchody dwojga bohaterów:)



Kolejny pokój w moim domu nabiera wyrazu. Kolejny pokój, który uwielbiam:) Sypialnia. Meble niczym nie zachwycają, są zwyczajne wręcz pospolite. Kupiliśmy je kiedy jeszcze nie mieliśmy własnego mieszkania, tylko tułaliśmy się świeżo po ślubie. W tej chwili wybór z pewnością nie padłby na takie, ale wtedy... chcieliśmy wydać jak najmniej, bo miały to być meble tymczasowe, a śpieszyło nam się bo okazało się że rodzina nam się dopełni i trzeba było wyposażyć choć sypialnię, bo z niemowlęciem to kiepsko się żyje 'na kartonach' :) Teraz muszą odsłużyć swoje, bo nowych nie wyrzucę, więc staram się zaaranżować sypialnię tak, by te zwykłe graty wyglądały jak najbardziej klimatycznie:)  Na początku były gołe ściany, szafa i łóżko, potem doszedł wystrój okien i od razu zrobiło się lepiej:) potem narzuta, lampka... no i ostatni nabytek, dzisiaj w roli głównej - plakat.


Jest to orygianlny plakat teatralny ze sztuki "Szaleństwo we dwoje" Ionesco. I klimatem i tematem świetnie tu pasuje, prawda?:)))) To taki nasz mały żart sypialniany:)  Autorem jest jeden z moich ulubionych 'plakacistów' Tomasz Bogusławski. Wspaniałe pomysły, wspaniałe interpretacje tematów. Artysta-recyklingista, wykorzystujący do swych prac z pozoru bezużyteczne, stare, zniszczone przedmioty. Poszukajcie sobie innych jego plakatów, pooglądajcie, jestem pewna, że i was zachwyci. Drugim z moich ulubieńców jest Starowieyski... ale o tym następnym razem:) Och, jest tylu grafików, plastyków...tyle plakatów, które chciałabym mieć, że musiałabym mieć ze dwadzieścia domów:)
P.S.Spójrzcie na zdjęcia jak zmieniają sie kolory i nastrój w zależności od pory dnia:)




piątek, 4 marca 2011

Z SZERSZEJ PERSPEKTYWY

Czyli salon nasz, że się tak wyrażę:) Bardzo lubię ten pokój. Spokojny, chłodny, prosty...wspaniale energrtyczny w promieniach słońca... doskonale się tu odpoczywa, doskonale spędza czas z przyjaciółmi, to również ulubiona przestrzeń Synka. Z miesiąca na miesiąc coś tu przybywa. Coraz więcej 'nas' wyziera ze wszystkich kątów. Czekam na moment gdy powiem 'stop' już nic więcej. Czekam na moment gdy będę trzymała ostatnią rzecz jaką zechcę tu umieścić...A może to nigdy nie nastąpi:)
Dywan to ostatnia nowość, pisałam o nim post wcześniej, sztaluga czyli na-starość-zostanę-malarką:), stolik wg mego pomysłu z drewna jesionowego (piękny rysunek słoi i kolor).


Póki czas

Na świecie są kanapy
kanapy i kanapki
na których siedzą damy
mężatki i prababki.

Są wielorakie sofy
dziwaczne otomany
na sofach sofoklesy
w ramionach lekkiej damy.

Póki czas korzystajcie z udogodnień
póki czas zdejmcie spodnie, leżcie godnie
póki czas
może coś się przyśni wam.

Tuman na otomanie
tumani błędne panie
na matach bosman-maty
z dżentelmenami na "ty".

Są jeszcze łóżka, wyrka
i nie są to drobnostki
na rzeczach tych od wieków
uprawia się miłostki

Więc, póki czas...

Niech każdy leży tam gdzie może,
a może to mu dopomoże.
Czy ktoś jest mały wielki dumny
i tak położą go do trumny.

Więc, póki czas...

Wiesław Dymny

Miłego weekendowego wypoczywania wam życzę!  Zdejmujcie spodnie i wylegujcie się na swoich kanapach...póki czas:)

P.s. Niech mi ktoś powie dlaczego nie ma miniaturki zdjęcia z mego posta na pasku bocznym na innych blogach??? Nic nie zmieniałam w ustawieniach...buuuuu:(((

sobota, 26 lutego 2011

NO BO...



...nie mam czasu. No nie mam i już. Bijcie zabijcie, nie mam. Nie odpisuję na maile i listy, nie wysyłam paczek, nie udzielam rad...Siostra moja kochana do dalekiej Szwajcarii przesadzona, dokumentnie przeze mnie zaniedbana pewnie kompletnie się mnie już wyrzekła...ech... Świat się kręci dookoła a ja w środku tkwię i nie mogę się wydostać. Dzień niby dłuższy, bo dłużej jest jasno ale jakoś niewiele mi to pomaga. Nie wiem, może ja jakaś niezorganizowana jestem, czy co. Dobija mnie codzienne skrobanie, tudzież odkopywanie auta spod chałdy śniegu. Dobija mnie blada cera i czerwony nos spod czapki bezwstydnie świecący. Chcę juz nogi pokazywać i rowek między cyckami, a co?! Ja wiem, że luty dopiero ale mogłaby ta zima dać już sobie na luz... Nie wspomnę już o fantastycznie uprzykrzającym życie skorzeniu,na które nikt w moim wojewódzctwie nie jest w stanie nic zaradzić...słyszał ktoś kiedyś żeby zwichnąć szczękę? hę? ja rozumiem, że kostkę, nadgarstek...ale szczękę?? i to obustronie, z wypadaniem jakiś-tam-krążków... mówię wam masakra! Gdybym mogła zgrzytałabym zębami.. ale mnie mogę... Cierpię i nikt mnie za bardzo nie rozumie, bo kto tego nie doświdczył to po prostu nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to jest. Zamiast współczucia jestem obiektem ciągłych niewybrednych żartów na temat tej swojej szczęki nieszczęsnej i tego w jakich to okolicznościach mogłam ją sobie zwichnąć...:)))) Jedyny pożytek z tego wszystkiego, że szukać pomocy pojechaliśmy do Warszawy i przy okazji przywieźliśmy z Ikea fantastyczny, wymarzony i jak dla nas idealny dywan ... z juty najprawdziwszej, ręcznie pleciony, grubaśny:) Wisiał sobie samotny na wystawie i nikt go nie chciał... (co za naród:) i dzięki temu pani sprzedawczyni patrząc na nas z lekkim politowaniem sprzedała go za pół ceny!:))) Tak sobie myślę, że ludzie biorą mnie za wariata czasem... nawet moja Mama gdy zobaczyła go w stanie jeszcze zrolowanym spytała z przerażeniem co to za wojłok?!:) i że takie to kiedyś na wiosce w sieni się kładło;) Dywan widać troche na zdjęciach, sami oceńcie:)
By już do reszty mnie nie znienawidziły dziewczyny to wrzucam fotki cudów, którymi zostałam obdarowana już jakiś czas temu: skrzynka i spinacze w woreczku w już chyba z daleka rozpoznawalnym stylu od Anetki:) i wygrane u Basi serducho, które rozgościło się na oknie w sypialni.

niedziela, 23 stycznia 2011

POWIEDZ MI CO CZYTASZ A POWIEM CI KIM JESTEŚ

Ostatnio na jednym z moich zdjęć pojawił się fragment regału z książkami i stał się zaczątkiem dyskusji na temat tego co czytam… już kiedyś myślałam, by napisać o tym posta a teraz jest chyba dobra okazja. Dla mnie książki to jeden z podstawowych elementów tworzących przestrzeń do życia człowieka. Dom bez książki? To martwa przestrzeń ludzi bez wyobraźni. Mogłabym żyć bez telewizora, bez czytania nie. Szkoda, że często widzę, że coraz więcej ludzi ma dokładnie odwrotnie… Zawsze gdy odwiedzam kogoś po raz pierwszy, z ciekawością spoglądam na grzbiety książek na półkach. Gdy książek nie ma… wyrabiam sobie na dzień dobry kiepską opinię na temat gospodarzy. Może to krzywdzące ale ja nie wyobrażam sobie życia bez czytania… Niech to będzie cokolwiek, ludzie są różni, mają różne upodobania… ale nie czytać w ogóle? Nie mieć takiej potrzeby? Dla mnie to niezrozumiałe. To samo tyczy się muzyki ale to już oddzielna historia. To co czytamy świadczy o tym jacy jesteśmy prawda? Nasze półki zdradzają jakie mamy pasje, marzenia, pracę, na jakim etapie życia jesteśmy, jakiego typu mamy wrażliwość… tak więc zapraszam do mego życia:). Może znajdziecie coś dla siebie, może dowiecie się kim jestem…:)


Mario Vargas Llosa: w skrócie uważam, że przereklamowany. „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki” czytało się dosyć lekko, „Pochwałę macochy” kupiłam z ciekawości po przeczytaniu pochlebnych recenzji i ‘łyknęłam’ szybko ale chyba dlatego, że książka krótka i ciekawa byłam jak to się skończy:). Kontynuacja czyli „Zeszyty don Rioberta” (kupione nieopatrznie razem z ‘Pochwałą’ )były już zbyt ciężkostrawne.
„Cień wiatru” czyta się z wielką przyjemnością.
„The Word of contemporary architecture” wspaniały album, doskonały zestaw smaczków architektonicznych… po prostu pozycja obowiązkowa:).
Kazika Staszewskiego cenię i szanuję za każde słowo i te śpiewane i te pisane. Podziwiam jego inteligencję i cudowny rodzaj wrażliwości artystycznej. Dla mnie to człowiek zjawisko. Oby trwało jak najdłużej bo na polskim rynku muzycznym już tak mało jest w stanie zwrócić moją uwagę…
Zaplątał tu się również zestaw dvd z Bolkiem i Lolkiem, Koziołem Matołem:) więc kolejny puzel do układanki o mnie:) czyli mamą jestem i wolimy stare kreskówki od Myszki Miki:).
No i na koniec z tej półki, książka bardzo ważna. Każdy powinien ja przeczytać. Każdy. „No Logo” autorstwa Naomi Klein. Powiem wam tak… z każdym kolejnym rozdziałem zbierało mi się na większe mdłości… i tak będzie się czuł każdy świadomy, inteligentny człowiek. Po przeczytaniu tej książki czułam się jakby cały świat mnie oszukał. Nie kupuję rzeczy Adidasa, Nike itp. nie jadam w mc donalds… wiem czym to wszystko pachnie – kłamstwem i krwią.


Tu mamy Cejrowskiego:) Ciekawy, kontrowersyjny… albo go się wielbi albo nienawidzi. Ja lubię jego pogramy podróżnicze i tylko te. Mój Małż się nimi fascynuje.
Nieco dalej „Kubuś Puchatek” i „Chatka Puchatka” chyba reklamować nie trzeba:) ‘Kubuś’ wydany w 1980 roku – smaczek z czarno-białymi (najlepszymi wg mnie) ilustracjami.
„Jedz , módl się, kochaj” – bardzo fajna książka do lekkiego ‘poczytania’ ale już te wszystkie zachwyty nad nią to przesada. Jest po prostu dobrze promowana, ale nie jest to aż taki cud.
Dalej klasyki: „Zaklinacz koni”, „Mały wielki człowiek”, „Kochanica francuza” – wszystkie dobre do ‘poczytania’. I byłabym zapomniała: „Grek Zorba” wspaniała nauka pozytywnego podejścia do życia:) ech Grecy tak mają, tam nawet jak trąbią na siebie na ulicy to na powitanie a nie ze złości:)



Książki kucharskie czyli moje marzenie o byciu kobietą idealną chachacha. Nigelle uwielbiam zjadłabym ją razem z jej daniami:)
„Anioły i demony” o niebo lepsza od ‘Kodu’ i powiem wam, że jestem w tej doskonałej sytuacji, że filmu nie oglądałam:)
Dalej biografia Piotra Skrzyneckiego, co tu dużo mówić, człowiek cudowny, magiczny. Lektura obowiązkowa.
„Historia brzydoty” do czytania i oglądania. Pięknie wydana. Warto mieć.
Książki o sztuce i architekturze, tych u mnie dostatek:) No i biografia Che Guevary, jeszcze nieprzeczytana, trudna, wymagająca skupienia… kiedyś ‘się wezmę’.



Tu jedna z półek mego Synka:) A ciekawostką na temat tej akurat jest to, że wszystkie te książki kupiła kilka lub kilkanaście a nawet kilkadziesiąt lat temu moja Mama…dla mnie:) Bajki, wiersze i uwielbiane przez mego dwulatka atlasy zwierząt, dinozaurów, itp…
Obok moje konie ukochane, w fotografii, malarstwie… Na innych półkach również tematyka jeździectwa. Bajki Julka i albumy o architekturze i sztuce. Lubimy oglądać i podziwiać. Lubimy karmić się pięknem:)



‘Czytadła’ i nie tylko. Stąd polecam gorąco „Życie Pi” – niesamowita książka z kompletnie zaskakującym zakończeniem. „Mistrz i Małgorzata” – chyba jedyna lektura szkolna, która wielbiłam szczerze:), kto tego nie przeczyta nie zrozumie wielu innych książek, filmów, tekstów piosenek… tysiące twórców odwołuje się do postaci i symboliki zawartej w tym dziele. „Świat według Garpa” – przeczytałam dwa razy i pewnie jeszcze kiedyś wrócę, wciągająca. No i ‘Mikołajek’… ja nie wiem dla kogo ta książka:) czy aby na pewno dla dzieci? Bo ja zaśmiewam się przy tych historiach do rozpuku i już nie mogę się doczekać, aż Julek dojrzeje do tej lektury.
Zwierzęta… mnóstwo zwierząt:) Zaraz obok samochodów ulubione zdjęcia do oglądania Julka:) A konie to już mój konik:)



Architektura, pod każdą postacią, w każdym wydaniu. Łykam takie czasopisma jak młody pelikan jakby powiedział mój Małż:) Architektura, urbanistyka, architektura wnętrz - mają ogromny wpływ na nasze życie, na jakość naszego życia.



I znowu architektura, sztuka, kowalstwo artystyczne, rysunek, malarstwo… no uwrażliwiony typ jestem:))) Kolejne dwie pozycje o koniach. Zaplątane w to wszystko baśnie. I coś co absolutnie mieć, posiadać, czytać, oglądać trzeba – „Piwnica pod Baranami” przepiękny album snujący opowieść o powstaniu i działalności kabaretu, pełen niesamowitych ludzi i historii. Książka wciąga jak najlepsza powieść.
Meksyk – moje największe marzenie. Indie – jak wyżej tylko mojego Małża:)
I na końcu półeczki, niepozorna, w kąciku, wspaniała książka, jedna z moich ulubionych, przeczytana kilka razy: „Idiota” F. Dostojewskiego.



Tu znowu kilka klasyków: „Mały książę”, „Co gryzie Gilberta Grape’a”, „Zabić drozda”, „Ptasiek”, „Wywiad z wampirem” wszystkie warte przeczytania, no i „Imię róży” – fantastyczna, lektura obowiązkowa. Świetny również film na podstawie książki a to baaaardzo rzadko się zdarza.
Pośród tego wszystkiego książki prawie zabytkowe:) Sentymentalnie bezcenne. Zbiór baśni Andersena, wydany w … 1977 roku! Książki te kupiła moja mama z myślą o mnie, gdy… nie było mnie jeszcze na świecie:) Cudowna pamiątka, wspaniały zbiór z mrocznymi ilustracjami.
Dalej kolejne różności. Stąd najbardziej polecam „Nowy wspaniały świat” (przerażająca, bo wyimaginowany świat przyszłości w niej opisany nie wydaje się wcale tak odległy i nierealny), „Fridę”, bezwzględnie „Pachnidło” (niesamowite opisy!), „Spóźnieni kochankowie” (poruszająca), no i z rzeczy nowych: „Sprawiedliwość owiec” Leonie Swann świetnie się czyta. Dużo tu również Paula Coelho ale według mnie dobre to były pierwsze dwie-trzy książki, reszta to jechanie na opinii i nabijanie sobie kasy.



Kolejna półka Julka z książkami w spadku po mamie:) Pewnie niektóre pozycje będą zbyt ‘dziewczyńskie’ ale większość się nadaje, a niektóre to wręcz perełki wydane w latach osiemdziesiątych, niektóre wznawiane a inne już nie do dostania w takiej szacie graficznej. Mamy tu barwne „Baśnie narodów”, „Bajki” Krasickiego i „Bajki” de La Fontaine’a, „Idzie niebo ciemną nocą” Ewy Szelburg Zarębiny (wydanie z 1983 roku) i „Wróbelek Elemelek” ( także 1983 rok), „Pchła Szachrajka” Brzechwy, „Kram z literami” Wandy Chotomskiej no i oczywiście podstawa – „Elementarz” z 1988 roku:) Są tu także nieco nowsze książki ale też klasyki: „Tajemniczy ogród”, „Mała księżniczka”, „Pinokio”, seria o Muminkach ( jako dziecko nie przepadałam za kreskówką ale uwielbiałam książkę), „Królowa śniegu”, i książki po które raczej mój Synek nie sięgnie: seria o Ani z Zielonego Wzgórza i saga Małgorzaty Musierowicz. Z zupełnych nowości „Seria niefortunnych zdarzeń” – zaczęłam kupować z myślą o Julciu jeszcze w ciąży:)


Nie jestem w stanie pokazać i opisać wam wszystkiego co czytam  i tak nie wiem ilu z was dobrnęło do końca:) Są jeszcze setki książek, które mieć bym chciała a jeszcze nie mam i te których nie mam a przeczytałam. To tak na wyrywki kilka prawd o mnie jako czytelniku, człowieku, mamie. Przede wszystkim sztuka i architektura, piękne albumy. To także zwierzęta, przyroda, atlasy, podróże. Dobra lektura na odstresowanie i klasyki do głębszych przemyśleń. Bajki, baśnie, bajeczki… dobre, mądre dające początek rozmowom z dzieckiem. We wszystkich książkach oprócz treści ma dla mnie ogromne znaczenie szata graficzna. Lubię ’jeść książki oczami’, fascynuje mnie rysunek w starych książkach dla dzieci, wolę je po stokroć od dzisiejszych Myszek Miki, transformersów i innych… szukam pozycji, które nauczą czegoś moje dziecko także pod kątem estetyki, rozwoju wyobraźni… niestety najczęściej są to książki z mojego dzieciństwa lub reprinty, bo to co się teraz serwuje maluchom to jakaś odmóżdżająca papka.

I taka jeszcze jedna uwaga jak już jesteśmy przy tym temacie:) Jestem przeciwnikiem układania książek grzbietami do tyłu dla ujednolicenia wyglądu biblioteki. To bez sensu. Dla mnie książki są po to, by je czytać, oglądąć, by znimi żyć. Chciaż są elementem wystroju to nie jest to ich główne zadanie. Tego typu zabiegi jak właśnie te układanie na odwrót czy owijanie wszytskich książek w jednolity papier kojarzą mi się trochę z pewnego rodzaju zakłamanym snobizmem typu zapełnianie półek atrapami książek...piękne grzbiety a za nimi puste pudełko zamiast książki...

Pozdrawiam moi ‘podczytywacze-podglądacze’, zapraszam do lektury i dyskusji:)

P.S. Po chwili zastanowienia chciałabym zorganizować małą zabawę, żadne tam 'łańcuszki' bo szczerze mówiąc nie przepadam... ale zapraszam do napisania podobnego posta... dziewczyny to wyzwanie!:) rzucam rekawicę: Elle, Bree, Atenie, Dag-eSz, Inkwizycji, MariiPar, Delie (About a Boy), Jolannie (Między ziemią a niebem), Llooce, Icie (Jagodowy zagajnik) i Basi (tupiszę). To będzie prawdziwa uczta móc zaglądnąć w wasze zbiory:)))

niedziela, 16 stycznia 2011

MINI RECYKLING I JAK SIĘ ZARABIA NA VINTAGE NAIWNOŚCI

Czy tylko ja tak cierpię na dramatyczny brak czasu i niemożność poskładania się w jakąś solidną całość? Nazbierało mi się już mnóstwo tematów i rzeczy do pokazania ale wracam zbyt późno do domu by złapać ostatki dziennego światła i pstryknąć sensowne zdjęcia, weekendy przepływają między palcami spędzane na byle czym...ech. Zaczynam tęsknić już bardzo mocno za słońcem... nie narzekam na zimę, jest bo być musi ale gdzie podziały się te zimy, gdy śnieg tak skrzył się w promieniach słonecznych, że musiałam nosić ciemne okulary by chronić oczy...no gdzie się pytam? No trudno. Byście o mnie nie zapomniały wrzucam na szybko pstryknięty jeszcze szybciej zorganizowany mini recykling:) Stłukłam pokrywkę jednego z moich słoi znanych już nie tylko z mego bloga. W najmniejszych z tego typu w kuchni trzymam przyprawy. Wściekłam się bo żal mi zawsze strasznie takich rzeczy. Już miałam wyrzucić słoik ale... postawiłam na stół i włożyłam świeczkę... zero wysiłu, a mieliśmy nastrój do obiadu:))) Przez jego żłobione ścianki powstały piękne cienie:)


No i jeszcze druga część tego co mam dziś do powiedzenia:) Tak sobie obserwuję... czytam, oglądam... i nieraz oczom uwierzyć nie mogę. Fascynuję się klimatami vintage, retro, rustykalnymi...itp. Same wiecie:) Nie ja jedna, prawda?:) Kupuję gazety wnętrzarskie, kolekcjonuję zdjęcia, pomysły, inspiracje... czytam, oglądam blogi, sama bloga założyłam..:) Malutkimi kroczkami urządzam od podstaw moje "dziewicze" mieszkanie:) Dobieram element po elemencie, ciułam kasę na każdą rzecz, poluję długo na wszystko bo nie stać mnie by tak po prostu kupić sobie to co mi sie podoba. Vintage jest teraz 'trendy' (nienawidzę tego słowa), styl starej Francji, klimaty skandynawskie...z jednej strony to dobrze bo coraz więcej osób ma gustowne mieszkania, a z drugiej strony...przepraszam za to stwierdzenie ale mnóstwo naiwnych ludzi podąrzających ślepo za modą nabija kasę średnio uczciwym sprzedawcom. Bo jak inaczej nazwać osobę, która wciska mi za stówę coś made in china wyprodukowane za ćwierć dolara mówiąc mi, że to produkt z Danii czy Holandii, albo co gorsza, że autentyczny 'staroć' kilkudzisięcioletni... Krew mnie zalewa. To co modne to od razu drogie... O ludzka naiwności...! Ostatnio kupiłam sobie, tak na poprawę nastroju, pierdółkę do salonu. Kosztowało mnie to kilkanaście złotych, spodobało mi się i jest idealnie w klimacie naszego pokoju. Przedmiot ze sklepu z artykułami gospodarstwa domowego, sporych rozmiarów, wiadomo że nowy tylko stylizowany, cena zadowalająca. Jakież było moje zdziwienie gdy dwa dni później widzę taką skrzyneczkę tylko dwa razy mniejszą!! w jednym z modnych sklepów z modnymi klimatami za 55 zł!!! plus oczywiście przesyłka... Dodam tylko, że nie pierwszy raz się z tym spotykam...



Fajna rzecz, nie? I warta swojej ceny... w przeciwieństwie do tej z super modnego sklepu dla super znawców modnych klimatów:) Pozdrawiam dziewczyny i nie dajcie się nabijać w vintage butelkę!:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...