czwartek, 30 września 2010

JESIENNE DZIECKO JESIENNEJ MATKI

Ot  tak po prostu. Bo dawno nie było mego Jula:) Urodził sie jesienią więc może jak mama będzie jesiennym ludkiem:) Póki co uwielbia szuranie nóżkami w suchych liściach, głaskanie mchu, zbieranie kasztanów.... Boi się za to 'dzięcioła':) Nie wiem czemu:) Na spacerach po lesie czy parku dźwięk stukania dziobem w drzewo przyprawia o bladość lic me dziecię:)


Ściskam gorąco aczkolwiek sztywno bo kark mi sie 'zaciął' i ruszać łbem nie mogę... ech wieje wiatrzysko i smaga me chude ciało:)

piątek, 24 września 2010

HISTORIA O ŁAZIENCE NA BLOKOWISKU...

Kiedyś już wspominałam, że z moją łazienką to było więcej szumu niż u większości ludzi z urządzaniem całego mieszkania:). W blogowym świecie gdzie 'krążą' wokół siebie ludzie o podobnej wrażliwości artystycznej, podobnych upodobaniach, podobnych zapatrywaniach na styl życia.... może pewne rzeczy nikogo by nie zdziwiły, ale w "zwykłym" świecie droga do urządzenia tego pomieszczenia wiodła przez rozdziawione buzie, wytrzeszczone oczy, pukania się w czoło i rozkładanie rąk...
Zaczęło się od glazury. Miała być biała, to było pierwsze założenie, z którego za nic nie chciałam zrezygnować. Niby banał, nie? A guzik z pętelką. We włoszech czy Hiszpani na ten przykład, każda firma ma kolekcję prostych białych płytek, to podstawa...a u nas..."białe?", "jak to białe?", "nie ma", "nudy", nikt tego nie kupi", "a nie chce pani beżowych, to takie modne?" !? nie, nie chcę beżowych, ani w kwiatki, ani muszelki, tak jak w kotki czy pieski....ech. Znalazłam w końcu płyki. Piękne, błyszczące, 'fazowane', jak z paryskiego metra.... no znalazłam tyle tylko, że na zdjęciu w necie. W moim województwie i sąsiednim jest jeden jedyny sklep, który je sprowadza, ale nie mają ich "na stanie"... więc... to było pójście na żywioł, przez miesiąc obgryzaliśmy paznokcie ze stresu co z tego wyjdzie, jak naprawdę będzie wyglądać ta glazura, którą w końcu zamówiliśmy przez internet... Przyjechała z Hiszpani, w stanie nienaruszonym... i dwa razy piękniejsza niż na zdjęciach!:) To było prawdziwe szczęście  i radość nie z tej ziemi. Opłaciło się zaryzykować:) Nie będę już opisywać jaką minę miał glazurnik, któremu przyszło zmagać się z ułożeniem tych kafli... powiem tylko, że bardzo szczęśliwy nie był:)
Podobnie rzecz się miała z lustrem. Na początek w ogóle idea lustra powieszonego, w ramie, nie wklejanej obleśnej tafli między płytki, nie wiedzieć czemu wzbudzała zdziwienie.... Potem jak sprzedawcy słyszeli, że poszukuję lustra do łazienki w bogato rzeźbionej ramie to robili głupie miny ( dowiadując sie, że nie do pałacu tylko bloku to już w ogóle jaja były:)) a już informacja, że rama ma być czarna, wywoływała natychmiastowy szok:) "czarna?", "czy aby się nie przesłyszałam?", "jest pani pewna?!", " takich nie produkują", "dlaczego czarna, na litość boską?"...i tak dalej...:) No dziwadło jestem, nie? Kompletne dziwadło.... Lustro w końcu kupiłam złote i przemalowałam (co dla niektórych było czystą profanacją) i tak oto teraz to wygląda. Przy następnej okazji więcej fotek, a teraz jedna dla  apetytu  z najbardziej efektowną ścianą według mnie, moją krwawicą, źródłem stersów, tułaczek od sklepu do sklepu i zbierania głupich uwag i puknięć w czoło...:) a wydawało mi się, ze szukam rzeczy prostych...


piątek, 17 września 2010

MUZYCZNE PUDEŁKO PO MOJEMU:)



Takie oto pudełko potworzyły moje potworze łapki:) Na muzykę pudełko. W formie płyt cd:) Żeby sobie 'pod ręką' stały ukochane dźwięki i ładnie wyglądały... ładnie?:) Ręcznie malowane, ozdabiane, z lekka polakierowane. Oczywiście w ukochanej tonacji kolorystycznej:) Mam nadzieję, że nie tylko mojej, bo pudełeczko trafiło już do pewnej sympatycznej osoby, czyt. Dorotki, tzn. Bree:))) Podobno się podoba, jeśli Dorota nie koloryzuje dla mej przyjemności chachacha:))) O tym jak się zaczęło nasze do siebie wysyłanie pisałam tu i pokazywałam soczyste retro kobietki, które oprócz tego co na zdjęciu powędrowały w mojej przesyłce:)



Pozdrawiam i udanego weekendu życzę, niech jesień ukazuje się nam w jak najpiękniejszej odsłonie:)

poniedziałek, 13 września 2010

KRÓTKO NA TEMAT...

...niecodziennych zdarzeń.
Nie mam ostatnio zupełnie czasu na blogowe życie. Nie piszę, nie udzielam się, przepraszam. Jesienny dzień piękny ale krótki i ciągle z czymś nie zdążam. Żal mi siedzieć w domu gdy nad naszym jeziorem tak pięknie. Łapiemy słoneczko w otwarte ramiona, bo nie wiadomo ile go jeszcze będzie przed zimą. Synek Julek staje się z dnia na dzień coraz bardziej 'chłopacki' :) pięknie mówi, coraz częściej mnie zaskakuje i czas jemu poświęcany jest teraz najważniejszy. Dziś w nocy: "Tata, siku!", tata pędzi z nocnikiem, a Synek na to: " Julo zrobił zmyła" :)))) Prawie spadłam z kanapy w sąsiednim pokoju:) Taki mały a już robi rodziców w balkona:)
Miało być krótko a ja tu gadu gadu... Z tymi bajkami, o których wspominałam w ostatnim poście jest tak... , że one są:) Naprawdę:) Spotykają nas, pukają do drzwi, potrącają nosami...:) A my... za szybko o nich zapominamy, nie umiemy z nich czerpać energi na życie, niektórzy nawet nie zauważają gdy spotyka ich coś magicznego... nie potrafią się ucieszyć, docenić... Ja wierzę, widzę i cieszę się jak wariat! Przynajmniej się starm:) I widzę coraz większy sens w pisaniu tego bloga. Chociaż dzieją sie też rzeczy niekoniecznie miłe, choć czasem przelewają się po internetowych stronach zbędne emocje... to warto! A dlaczego? Z wielu powodów, chociażby po to by bajki wplatały sie częściej w naszą codzienność...
Czekałam na list. Wychodząć z Małżem i Julem z domu zobaczyłam, że coś siedzi w skrzynce na listy, a że jak mówię na list czekałam... to sobie bezstresowo skrzyneczkę otwieram, wyciągam, macam... i niedowierzam... List nie list. Mięciutki w środku, adres zwrotny jakoś nie po naszemu... pomylił się ktoś myślę... ale jak wół imię moje i nazwisko... Uważniej oglądm, rozrywam i oczy mam coraz większe:) Już wiem co to!!!! Wisków, pisków i podskoków było co niemiara. Mąż mój w głowę się postukał, powiedział, że wariatka jestem i zachowuję się jak dziecko:) No i dobrze! Bo jak dziecko się poczułam, kompletnie oszołomione z radości gdy ktos robi mu niespodziankę:)


Oto co było w kopercie:) Poznajecie?:) Przecudnej urody szal, stworzony przez magiczne dłonie Janki:))) To był chyba najbardziej niespodziewany prezent jaki kiedykolwiek dostałam:)! Nie pisałyśmy nigdy wcześniej do siebie, nie wiem skąd Janka miała mój adres ( choć się domyslam:) i czym sobie zasłużyłam na ten cud:) Jestem fantastycznie szczęśliwa. Prezent piękny ale najważniejsze, że komuś chciało się zrobić coś specjalnie dla mnie:) Bezinteresownie, tak po prostu. Warto być tutaj, warto pisać tego bloga, warto nawiązywac takie przyjaźnie choć niektórzy śmieją się, że tak na odległość, przez komputer to nie ma sensu... ale kto wie? może kiedyś? Świat jest mały, może dane nam będzie spotkać się naprawdę?:) Jestem szczęśliwa i dziękuję Ci Janko, że mogłam pczuć się jak Alicja w krainie czarów:) Teraz tylko zachodzę w głowę jak się odwdzięczyć komuś kto sam potrafi stworzyć chyba wszystko:)
Pozdrawiam moich czytaczy-podglądaczy. Ślę moc pozytywnej energii:) Niech się dzieje co chce, jeśli są jeszcze tacy ludzie na świecie i tak czyste serca to ja WIERZĘ!:)))

P.S.  Było dużo pytań w związku z tym więc dodaję do tematu: tak wyglądają zasuszone hortensje, gdy zetnie się je w odpowiednim momencie:) Nie tracą koloru i objętości.

środa, 1 września 2010

SKRZYNKA na zaklęte wspomnienia

Taaa dam! Oto i ona:) Wcześniej wyglądała tak, jak w tym poście.


Droga była długa tego efektu... głównie przez ciągły brak czasu i milion ważniejszych spraw po drodze. Na początku pozbyłam się 'chamskiego' wielkiego zamknięcia i jeszcze większych gwoździ jakim było ono przybite (profanacja normalnie). Potem kuracja w piekarniku. Ok 40-60 min w temperaturze powyżej 60 stopni. Tak, tak, wcale nie żartuję:) Skrzynka była podziurawiona przez kołatka i najlepszym sposobem by sie go pozbyć jest właśnie wysoka temperatura, która zabija larwy:) Nastepnie szpachlowanie szpachlą akrylową do drewna dziurek, dziureczek i wyrwy po gwoździach... Potem szlifowanie i odkurzanie. Następnie wytarcie szmatką zamoczoną w alkoholu, by pozbyć sie brudu i niechcianych zapachów. No i malowanie-przecieranie...



Teraz będzie to przepastna skrzynka na zdjcia, widokówki ... zaklęte wspomnienia...


A, dorzucę jeszcze detal, a co?:) Podoba mi się efekt, chociażby dlatego, że nareszcie skończyłam z czymś co się przekładało z kąta w kąt tyle czasu:))


P.S. Ostatnio spotkało mnie coś przemiłego! Zaskakującego i uskrzydlającego:) I powiem wam: warto było założyć bloga!:) Szczegóły w następnym poście. Wierzycie w bajki? Ja tak! Zdarzają mi się bajeczne momenty w zyciu:)))

P.S. 2. ...bo mi się właśnie przypomniało:) Coś na poprawę nastroju jesiennym zmulakom, co to widząc deszcz, szrugę czy wichurę za oknem mają smutne miny:) Ja do nich nie należę, bo niektóre rzeczy mam po prostu w nosie...:)

Mam w nosie
W golu jest golizna
W ojcu jest ojczyzna
W pludrach jest pluderia
W koku kokieteria
W macie tkwi matactwo
W mańce jest maniactwo
W palu jest palenie
W wale tkwi walenie
W murze są murzyny
W skórze skurwysyny
W dziwie jest dziwactwo
W masie masoneria
W pasie pasmanteria
W kroku jest kroczenie
W worze jest wożenie
W polu polecenie
W pycie jest pytanie
W żłobie jest żłobienie
W nosie mam noszenie

Wiesław Dymny
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...