... o tym jak mi ktoś męża podmienił:) A było to tak... wraca mój Małż z parcy, załadowany reklamówami z zakupami w związku z przedłużonym weekendem. Niby widok przeciętny całkiem (pomijając nieprzeciętną urodę mego Małża hihihi) ale jedna z reklamówek wygląda podejrzanie i zamiast jak to zwykle bywa wylądować w kuchni, to wędruje za Małżem i jego tajniacką miną do pokoju:) Moje Kochanie niezwykłe niespodzianek robić, romantyczność jest mu równie bliska co solarium czy manicure... a wierzcie mi to odległość nie do ogarnięcia...:) więc po chwili przeżywam szok i tylko śpiące w pokoju obok dziecko powstrzymuje mnie od wydania serii histeryczno-szaleńczych wrzasków:) W tajemniczej torbie krył sie ON! Mój wymarzony, wyśniony konik na wzór przedwojennych zabawek:)
Prawda, że cudny? Prawda?:)) Och myślcie co chcecie, ja jestem szcześliwa bo od dawna pragnęłam takiej zabawki, a przede wszystkim dlatego, że mój Małż mnie tak fantastycznie zaskoczył:) Zupełnie niespodziewanie, facet, z racjonalnym podejściem do życia, robiący zawsze zbolałą minę na moje wymysły dekoratorskie... bo to przecież tylko pierdoły, na które nie warto wydawać kasy.. teraz sam przyniósł mi taką 'pierdołę' do domu:)))
A wszystko zaczęło sie chyba od tej ksiązki i tych fotografii:
"Stylowe elementy dekoracyjne" Henrietta Spencer-Churchill
Po czym zamieniło się w manię poszukiwania takiego pięknego końskiego przyjaciela, na którego byłoby mnie stać...:) I oto mam:) Dziekuje Ci Kochanie:)